Sezon spinningowy trwa cały czas i tak naprawdę nigdy się nie kończy – przynajmniej dla mnie. Nie ma miesiąca w roku, w którym nie można było by połowić jakiegokolwiek drapieżnika, z brzegu, z łódki czy na lodzie nie ważne jak, ważne że na rybach. I tak dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, cały rok trwam z wędką w dłoni. Rozpoczynający się rok 2014 jest dla mnie szczególnym, właśnie w tym roku mija 30 lat machania wędą - jak ten czas leci. Dlatego uznałem iż jest to dobry moment na podsumowanie. Wszakże tylko ostatniego roku ale od czegoś trzeba zacząć.
2013 przeszedł już do historii zapisując się nie szczególnie pod względem wyników wędkarskich. Długa i bardzo dziwna zima namieszała w przyrodzie. Od wielu już lat nie widziałem by moje jezioro, na które spoglądam codziennie przez okno, pięć razy zamarzało i odmarzało. I tak naprawdę dopiero od lipca coś drgnęło i efekty z dnia na dzień były coraz lepsze. Ale po kolei.
Styczniowe trocie i zimowe pstrągi nie należały do najłatwiejszych. Zmienność pogody z gwałtownych ochłodzeń i sporego mrozu przechodziły w kilku a nawet kilkunasto stopniowe ocieplenie nie wpływała korzystnie na wyniki w połowach łososiowatych. Rozpoczęcie sezonu też nie było za specjalne. Od taka normalna rzeczywistość. Pierwsze zimowe ryby zaliczone zatem powodów do narzekań nie ma.
gdzieś nad Iną z Przemkiem
Dużym zaskoczeniem było mocno dodatnia temperatura jak na styczeń, która szóstego dnia miesiąca, osiągnęła prawie dwanaście stopni. Jezioro właśnie rozmarzło po raz pierwszy i można było swobodnie pływać. Nie zastanawiając się ani przez chwilę wykorzystałem tę niecodzienną zimową aurę. Zwodowałem łódź i udałem się na pierwsze okoniowe łowy w 2013 roku. Brzmi to może nieco dziwnie, bo zamiast śmigać po lodzie, śmigałem łódką po jeziorze. Kilka ładnych godzin nad wodą w niecodziennych styczniowych warunkach. Kilkanaście okoni w przedziale 20 – 35 cm udało się przechytrzyć, nieporównywalna przyjemność oraz miło spędzony czas z wędką w dłoni.
styczniowy okoń
zimowy okoń
Znowu nastała zima, spadł świeży śnieg, jednak mórz nie był zbyt wielki. Bez namysłu zatem ponownie ruszyłem na pstrągi, w końcu wymarzone warunki pogodowe. Małe rzeczki, na których głównie skupiam swą uwagę w zimowej scenerii wyglądają przepięknie. Kilka dni na rybach i znowu czuję się fantastycznie. Efekty wciąż nie były porażające ale jak to na rybach bywa, zawsze się coś wydłubie.
zimowe pstrągi
styczniowy pstrąg
W pierwszych dniach lutego odwiedził mnie mój kolega Dariusz Bereski. Na co dzień aktor, poeta ale także a może i najważniejsze – wędkarz. Podczas rozmów telefonicznych, Darek skarżył się na totalny brak czasu na ryby. Poza tym, od dawna chcieliśmy się spotkać, zatem połączyliśmy wszystko razem i w ten sposób wspólnie wybraliśmy się na pstrągi – i znowu ryby.
na rybach z Darkiem
Dariusz Bereski
W połowie lutego spotkałem się z kolegami z portalu castmania.pl na umówionym wiele miesięcy wcześniej zlocie. Na miejsce wspólnych łowów wybraliśmy rzekę Drawę na terenie Drawieńskiego Parku Narodowego. Noclegi od dawna zamówione mieliśmy na kwaterze pod dziwnie brzmiącą nazwą „Pyrlandia” w Zatomiu. Trzy dni wspólnego wędkowania, wymiany doświadczeń, wielogodzinnych rozmów o rybach i nie tylko a ponadto integracji ludzi którzy na co dzień spędzają ze sobą czas wirtualnie na portalu. Kilku z nich poznałem już wcześniej osobiście, jednak większość widziałem po raz pierwszy, przecież do tej pory znaliśmy się tylko z sieci. W nieformalnych zawodach, o których nikt głośno nie mówił a jednak była między nami jakaś rywalizacja zwyciężył Croix, łapiąc pstrąga ponad 40 cm.
Croix i zimowy pstrąg z Drawy
pstrąg z Drawy
castmaniacy w pyrlandi
W ostatni weekend lutego pojawiłem się na targach wędkarskich Rybomania 2013, które odbyły się w Poznaniu. Wspólnie z firmą SportFish z Katowic wyłącznym dystrybutorem marki Savage Gear, której jestem testerem i konsultantem prezentowałem nowości na 2013 rok ale nie tylko. Wyjątkowe trzy dni, bynajmniej dla mnie, chociażby z powodu przeziębienia z wysoką gorączką, które właśnie mnie dopadło. Były to również trzy dni ciekawych spotkań, wielo godzinnych rozmów z wami, jak również z kolegami z którymi dawno się nie widziałem. No cóż nikt nie mówił że będzie łatwo – ale udało się.
spotaknie na stoisku
Robert ZIARO Ziarkowski
silny skład
Kolejne miesiące mijały spontanicznie, zima odchodziła i wracała jakby sama nie mogła się zdecydować co ma robić. Jeszcze z początkiem kwietnia pojawił się mróz a i śniegu nadal nie brakowało. Jednak chwilę po Świętach Wielkanocnych z dnia na dzień zaczęło robić się jakby cieplej – czyżby w końcu wiosna? No tak, przecież zaraz maj, czas zatem szykować sprzęt na sezon.
Długo wyczekiwana majówka. Nieco chłodna ze zmienną pogodą ale pierwsze w tym roku szczupaki już za nami, choć nie udało się przekroczyć metra, to te mniejsze nadrabiały ilością. Nawet okonie mnie nie zawiodły. Ciekawostką pierwszych i kolejnych dni maja był fakt, że w tym roku postawiłem wyłącznie na przynęty selektywne. W przypadku szczupaka najmniejsza przynęta przeze mnie używana ma tylko, albo aż 16 cm a średnia wielkość kształtuje się w przedziale 20 cm. I o dziwo żadnemu nawet najmniejszemu cętkowanemu drapieżcy w ogóle to nie przeszkadzało.
majowy szczupak
pierwsza szczupakowa osiemdziesiątka
Pod koniec maja przyjechał Rafał, mój kolega z Teamu Savage Gear. Naszym celem były szczupaki. Przez dwa dni staraliśmy się nakręcić materiał dotyczący woblerów 4play 19 cm.
4play 19 cm
Jednak pogoda znowu pokazała pazury. Pierwszego dnia lało przez cały dzień, a do tego chłodne jak na tą porę roku powietrze dawało się we znaki, temperatura wahała się w okolicach 10 stopni. Drugiego dnia nareszcie wyszło słońce jednak nadal było czuć ten wyjątkowy polarno morski chłód. Nie zależało nam na wielkich rybach, raczej starliśmy się pokazać skuteczność przynęt i to nam się udało. Pomimo tych trudnych warunków przygotowaliśmy materiał, a ilość złowionych przez dwa dni ryb świadczy że 4 play jest naprawdę piekielnie skuteczną przynętą.
Już od pierwszych dni czerwca zacząłem polować na nocne okonie i sandacze, którym poświęciłem ostatnie kilka sezonów. I nie mam na myśli tu późno wieczornych czy wczesno porannych połowów jak to zwykle bywa. Mówię tu o łowieniu, zupełnie w środku nocy. Pierwsze dni czerwca to zwykle są całe nocki od 18 do 8 czasami 9 rano dnia następnego. Dopiero później, gdy rozpracuję najlepsze czasy żerowań, wychodzę na konkretne godziny. Jednak pierwsze dni zupełnie bez większych efektów do momentu pewnego przypadku.
nocny sandacz
Pewnego dnia polując o świcie za szczupakami wydarzyła się ta niecodzienna sytuacja. Obławiałem właśnie kolejne szczupakowe płycizny z roślinnością zarówno podwodną jak i brzegową. W pewnym momencie czuję mocne, zdecydowane uderzenie i już wiedziałem że to nie szczupak. Jakie było moje zdziwienie kiedy po kilku minutach holu okazuje się że trafiłem sandacza na półtora metrowej wodzie.
sandacz o świcie
Ale najdziwniejsze w tym wszystkim że przynęta na jaką dał się skusić był wobler 4 play 19 cm. To dało mi do myślenia. Zacząłem zatem szukać sandaczy na ostrych spadach wychodzących z płytkiej wody. I to był strzał w dziesiątkę. Kolejne dni pokazywały, że ten rok jest wyjątkowy a mętnookie stoją jeszcze bardzo płytko. Na taki stan rzeczy wpływ miał jeszcze jeden fakt, a mianowicie trało wszelakiego białorybu, które miało miejsce prawie w jednakowym, bardzo krótkich odstępach czasowych. Ogromna ilość naturalnego pokarmu dostępna praktycznie dla każdego drapieżnika powodowała że ciężko było z nią konkurować – jednak taka sytuacja trwała do czasu.
sandacz z płytkiej wody
Bardzo podobne uwarunkowania były z okoniem, który intensywnie i bez większego wysiłku zdobywał mnogą ilość pokarmu właśnie z tegorocznego tarła. Dlatego też ciężko było go sprowokować do ataków na jakiekolwiek przynęty. W szczególności na otwartej wodzie, gdzie zwykle się je łapało. Musiałem zmienić taktykę, skoro stoją pod drobnicą to może powierzchniowo – na popera.
okoń na popera
Od wielu już lat łowię powierzchniowe okonie, jednak jakiś czas wcześniej dostałem dwa nowe woblery 3 D POP Savage Gear. Już po kilku rzutach wiedziałem, że będzie to moja ulubiona przynęta na powierzchniowe okonie, zastępując dotychczasowego lidera firmy Salmo. I nie dlatego że współpracuję z tą firmą i z jakiś względów muszę tym łowić. Po prostu 3 D POP to bardzo wyjątkowa przynęta przynajmniej dla mnie. Jej niecodzienna i bardzo charakterystyczna praca, która poza standardowym chlapnięciem dla powierzchniowego wabika, odpowiednio poprowadzona wykonuje jeszcze wyjątkowe i nie powtarzalne – „głębokie plum”.
3D POP
Jak się okazało w późniejszym czasie, mało aktywne okonie nawet z 6 metrów głębokości potrafią wychodzić do tej przynęty. O jego skuteczności przekonywałem się podczas kolejnych dni trwającego sezonu, a jego niecodzienną pracą kusiłem często nawet najbardziej leniwe garbusy.
Były też w czerwcu spotkania nad wodą między innymi Karol Zacharczyk z Olinem Gutowskim po raz kolejny odwiedzili Lubniewice.
Karol Zacharczyk i Olin Gutowski na Lubiążu
gest przyjaźni z Karolem podczas spotaknia na Lubiążu
Na początku lipca namierzyłem potężne stado okoni, które pilnowało jeszcze większej ławicy drobnego białorybu. Dziś z perspektywy czasu i wydarzeń z tym związanych, wiem że była to fantastyczna okoniowa miejscówka. Przez ponad dwa miesiące do momentu, kiedy ławica drobnicy po prostu nie znikła z tego miejsca. Okonie w niedalekiej odległości często też wmieszane tłum, pilnowały swoich ofiar a my bawiliśmy się z nimi przez ten cały czas.
Maciej też doświadczył okoniowej zabawy
Rafał jeden z wielu szczęśliwców
Pod koniec lipca odwiedził mnie długo namawiany do tej wizyty Sebastian Kowalczyk zabierając ze sobą swoje kompana wędkarskiego Darka, on natomiast żonę i córkę, łącząc w ten sposób wyjazd na ryby z rodzinnym odpoczynkiem. Dużo się wcześniej nasłuchali się a przede wszystkim na oglądali zdjęć z rybami z tego jeziora.
Sebol i Darek dwaj znani warszawscy miłośnicy wielkiego weka :-)
Sebol z pierwszym okoniem z Lubiąża
Wcale nie zdziwiła mnie ich decyzja, kiedy obaj zgodnym chórem stwierdzili że swoją wizytę chcą rozpocząć od okoniowej powierzchniowej zabawy. Pokazałem chłopakom kilka fajnych miejscówek a łowiąc wspólnie z nimi bawiliśmy się doskonale. Udało nam się nawet trafić i zaobserwować moment kiedy potężne stado wielkich okoni wyszło do powierzchni na kilkanaście minut intensywnego żerowania. Darek, który łowi od niedawna na spinning stwierdził jednym zdaniem – to jest to miejsce i tu będę wracał. Jeszcze wizyta Sebastiana i Darka nie dobiegła końca a już następni goście przyjechali.
Darej i jego pierwszy okoń z Lubiąża
Ósmego sierpnia wieczorem, dzień przed planowanym zlotem zameldowali się pierwsi uczestnicy z portalu castmania.pl ze Spigotem na czele. Następnego dnia rano dojechali pozostali a jednym z nietypowych gości była niecodzienny warszawski duet. Przedstawiciele Tim Pleciony w osobie Majkiego i Sztafy, również dołączyli na moje zaproszenie do tej imprezy.
Tim Pleciona w akcji
Pierwsze popołudniowe wędkowanie a wieczorem jak zawsze integracja przy grilu. Były to wyjątkowe trzy dni. Choć na co dzień spędzam czas na wodzie jako przewodnik wędkarski to jednak odpoczynek w gronie kolegów i znajomych był fajną odskocznią. Pomimo tego że jako organizator miałem momentami pełne ręce roboty. W niedzielę podsumowując zlot podczas którego odbywała się również mała rywalizacja o największą rybę rozdaliśmy drobne upominki. Ja również z rąk Spigota otrzymałem małą niespodziankę, która dziś wisi na wędkarskiej ścianie pamięci. A więcej zdjęć znajdziecie w galerii Castmaniacy w Lubniewicach
pamiątkowy upominek od castmaniaków
Pod koniec sierpnia spotkałem na wodzie Rafała wraz ojcem. Przyjechali tu z polecenia Sebastiana, który nie tak dawno gościł. Pokazałem kolegom kilka miejscówek ich jednak najbardziej zainteresował okoń w szczególności z powierzchni. Zatem poczęstowałem kolegów poperami i zaczęliśmy łowić. Po kilkunastu rzutach Rafał trafił pierwszego w życiu okonia z powierzchni i tak wsiąkł na dobre jak ja kilkanaście lat temu. Od tego czasu chłopaki systematycznie już zaglądali nad jezioro Lubiąż. Kolejni których ta woda urzekła jak mnie.
Rafał i jego okoń z powierzchni
Na 14 września zaplanowano już kolejne trzecie zawody spinningowe z łodzi o Puchar Burmistrza Lubniewic. Tym razem do startu stanęło około 60 zawodników za całej Polski, w tym również kobiety i dzieci.
Natalia wraz z Rafałem
By tradycji stało się zadość, jak w dwóch poprzednich edycjach również wystartowałem. Niekoniecznie z chęci zdobywania nagród, bo jak przystało na prawdziwego gospodarza po prostu zerowałem i taki miałem również plan na ten rok. Tym bardziej że moim partnerem na łódce był sam gospodarz w osobie kolegi Burmistrza Tomasza Jaskuły.
gdzieś na wodzie z Tomkiem
Notabene poza piastowaniem funkcji jest również długoletnim wędkarzem. Dodatkowo namówiłem moich kumpli z Pleciona.pl na mały sponsoring nagórd, jak również na udział w tych zawodach. Wyjątkowość tych zawodów polega przede wszystkim na atmosferze jaką udało się wokół nich zbudować. Fundamentalną jest zasada fair play, zapomniana często w tego typu imprezach. Drugim ważnym aspektem wartym podkreślenia jest przyjęta norma rozgrywania tych zawodów według zasady C&R lub jak kto woli „no kill” stosowana na każdej imprezie dobywającej się na jeziorze Lubiąż. Miło spędzony czas w towarzystwie doborowym towarzystwie, który umilała nam wyśmienita „orzechówka” Tomka. Były wywiady i inne atrakcje. Odnoszę wrażenie że Tim Pleciona polubił Lubniewice i powoli na stałem wpisuje się w miejscowy krajobraz.
wywiadzik dla Radia Plus
z Plecioną na wodzie zawsze jest wesoło
Powodem do dumy zarówno moim jak i mojego kompana były wyniki osiągnięte przez pozostałych uczestników. Pierwsze miejsca za szczupaka 112 cm, kilka następnych za ryby równie godne uwagi np. okonie powyżej 40 cm. Obowiązkowo muszę tu wspomnieć o fantastycznym wyniku jaki osiągnęła Natalia zajmując 4 miejsce. Oprócz tych największych ryb złowiono bardzo dużo średniej wielkości przez co różnica pomiędzy poszczególnymi zawodnikami w kwalifikacji końcowej była niewielka. Taka sytuacja rzadko zdarza się na zawodach i na pewno jest powodem do dumy. Świadczy to o potężnym rybostanie jeziora, jak również o mądrej gospodarce prowadzonej przez dzierżawcę, którą w tym wypadku jest Urząd Miejski w Lubniewicach z wspomnianym wcześniej na czele Burmistrzem Tomaszem Jaskułą.
Pod koniec września okonie w końcu ruszyły na dobre i nie mam tu na myśli przeciętnego rozmiaru łowionych w Polsce ryb. Swoją uwagę zawsze skupiam na tych największych i to one stanowią główny cel moich wędkarskich wypraw.
Krzysztof i jego nowy okoniowy PB
Namierzyłem kilka miejscówek z czego jedna była wyjątkowa i przez prawie kolejne dwa miesiące obdarowywała mnie i moich gości pięknymi rybami a i szczupaki oraz sandacze trafiały się piękne. Choć nie trwało to całymi dniami to jednak bywając na wodzie o określonej porze można było soczyście połowić. Oczy przekonali się między innymi Krzysztof, Piotrek, Darek i wielu innych którzy w tym czasie wybrali się ze mną na ryby.
Piotrek złapał 5 takich okoni w pięciu rzutach
Darek i okoń na grzechotnika
Kolejnym ważnym wydarzeniem były zawody Aktorów zaplanowane na 28 października. Z nie ukrywaną przyjemnością przyjąłem zaproszenie do tego projektu od wspomnianego już wcześniej Burmistrza Tomasza Jaskuły. Poza tym, że wystartowałem w tych zawodach w kategorii „Mistrzów”, również jako przewodnik wędkarski sprawowałem opiekę nad uczestnikami. Poniedziałkowe zawody odbyły się przy bardzo zmiennych warunkach pogodowych co nie wpłynęło korzystnie na wyniki. Jednak duża wiedza uczestników jak również mój osobisty wkład w informacje przekazane im dzień wcześniej o aktualnych warunkach, miejscach przebywania ryb oraz przynętach na jakich warto się skupić sprawiły że nie wszyscy zeszli na tarczy.
wspólnie z Adamem podczas prezentacji zwycięskiego szczupaka
Moim towarzyszem na łódce był Adam Dubas z Totalizatora Sportowego jeden z wielu sponsorów tej imprezy. I pomimo tego że wypłynęliśmy znacznie później niż wszyscy, o czym możecie poczytać w artykule Aktorzy na rybach w Lubniewicach. To mówiąc w dużym skrócie udało mi się wygrać kategorię mistrzów pokonując nie lada przeciwników.
the winer is...
Jak również zdobyłem drugą nagrodę za największą rybę tych zawodów, którą okazał się szczupak 62,5 centymetra. A więcej na ten temat ciekawostek przeczytacie w artykule Aktorzy na rybach w Lubniewicach
pamiątkowe zdjęcie z Andrzejem Renesem twórcą statuetek
Kolejne jesienne dni to prawdziwe wędkarskie żniwa, no może poza nadal chimerycznymi sandaczami, które w tym roku jakoś wyjątkowo słabo żerują. Kolejni goście z Garbusem na rybach poznawali największe sekrety wędkarstwa łowiąc przy tym piękne ryby. Na uwagę zasługuje dwóch młodych i sympatycznych wędkarzy z dolnego śląska. Michał i Przemek, którzy doświadczyli niezapomnianych przeżyć podczas wspólnego wędkowania ze mną. Przemek bo o nim mowa złowił pięknego 109 centymetrowego szczupaka, warto dodać że tego dnia jego kondycja fizyczna nie była w najlepszej formie z powodu ciężkiego męskiego wieczoru.
109 centymetrów szczupakowego szczęścia Przemka
A ten krótki film niech będzie wzorem do naśladowania
Tydzień później wybrałem się z wizytą do mojego serdecznego kolegi Rafała Mnicha na jezioro Bukowo. Rafał w środowisku wędkarskim znany bardziej jako Croix, zaczął właśnie pracę jako przewodnik wędkarski między innymi na tym zbiorniku. W czwartek wieczorkiem zjawiłem się u Rafała, by następnego dnia we wczesnych godzinach rannych zameldować się na wodzie.
jesienny szczupak
Porywisty i zimny wiatr z powtarzającymi się opadami deszczu nie ułatwiał łowienia. Specyfika tego bardzo dużego i płytkiego zbiornika wymaga wielo miesięcznego praktykowania bym w kilka godzin mógł połowić piękne szczupaki, okonie i kilka krótszych sandaczy. Właśnie Rafałowi, który poznał bardzo dokładnie ten zbiornik miałem tą przyjemność. By powrócić nieco zmarzniętym ale bardzo usatysfakcjonowanym.
okoń z Bukowa
Na ostanie dni listopada miałem dużo wcześniej zaplanowaną wizytę kolegów z redakcji Wiadomości Wędkarskich. Marek Kluczek, Andrzej Zieliński i Józef Wróblewski przybyli wczesnym wtorkowym popołudniem do Lubniewic. Naszym celem było nagranie materiału filmowego, który jednocześnie miał być uzupełnieniem pierwszego z cyklu artykułów o przewodnikach wędkarskich. Zaplanowana trzy dniowa wizyta z różnych względów została skrócona do jednego dnia zdjęciowego. Niestety w ten sposób się trochę pokomplikowało i wiedziałem że nie będzie łatwo. Zmienne w ostatnich dniach warunki pogodowe w tym balansujące ciśnienie było sprawcą małej aktywności drapieżników. Ciężkie warunki sprawiły że nie było łatwo, jednak znając tę wodę bardzo dobrze kilka ryb wydłubałem a jak to wyszło ocenicie sami.
Miniony rok w moim odczuciu przyniósł wiele nowych choć nie łatwych doświadczeń. Trudny wędkarstwa przełożyły się na wyniki, które w ogólnym podsumowaniu nie przedstawiają się najlepiej. Tylko otwartość umysłu, nieszablonowość oraz umiejętność radzenia sobie w wyjątkowo nie sprzyjających warunkach ratowały mnie od totalnej porażki.
Pomimo tego wszystkiego czas ten wspominam bardzo miło, wiele nowych wędkarskich znajomości, które mam nadzieję zaowocują w przyszłości. Sezon spędzony z nową echosondą Lowrance Elite 7 HDI, dzięki której stworzyłem nową mapę batymetryczną jeziora Lubiąż. Stało się to również początkiem nowego wieloletniego projektu, który realizuję wspólnie z Cezarym Karpińskim.
Ponadto cały sezon spędzony z moją nową „rudą” szpadą sprawił że okoniowe brania i hole były dla mnie chwilami wyjątkowymi o czym również postanowiłem napisać w osobnym artykule pod tytułem „Lamiglas Excel czyli ruda i okonie”.
ruda i okonie
Mam tylko cichą nadzieję że kolejny rok nie będzie już tak brutalny pogodowo, a przede wszystkim będzie znacznie lepszy pod względem wyników wędkarskich czego wam i sobie życzę. Do zobaczenia nad wodą
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk