Tegoroczna zima pokazała pazury i nakazała pokornie czekać aż się wyszaleje, jednak w końcu odpuściła. W połowie kwietnia nadeszły cieplejsze dni tak więc bez wahania zwodowałem łódź i wyruszyłem na wiosenny rekonesans oczywiście z myślą o okoniach. Po kilku godzinnym rozpoznaniu stwierdziłem jednoznacznie, że to jeszcze nie ten czas. Echosonda wciąż pokazywała zaledwie sześć stopni temperaturę wody. Do tego wszystkiego ryby wciąż stały na zimowiskach, czyli pierwsze ławice zaczynały się od co najmniej od ośmiu metrów. Tak więc trzeba cierpliwie czekać do maja. Wróciłem zatem do codziennych obowiązków i nie zakończonego jeszcze remontu szykując się powoli na wielkie majowe otwarcie.
szczupakowa świeca
Od kilku miesięcy gromadziłem już sprzęt, między innymi trzy wędziska firmy Savage Gear z serii XLNT, które od dłuższego już czasu czekały uzbrojone w szafie na swoją wielką chwilę. Faktem jest że ten najdelikatniejszy dwu częściowy z gramaturą wyrzutu 3-18, zimą przeszedł ostry chrzest bojowy podczas pstrągowych zmagań. Jednak bardzo byłem ciekaw pracy nowego kija castingowego z gramaturą wyrzutu 10-30 do którego doczepiłem również nowy niskoprofilowy multiplikator. Na swoją inaugurację czekały również przynęty między innymi 19 centymetrowe 4play czy też sof 4play no i moje nowe ulubione rodzynki czyli real eel, które już w zeszłym roku obdarzyły mnie pięknymi rybami. Tak więc remontując nowe mieszkanie wieczorami napawałem się widokiem poukładanych w pudłach przynęt wyczekując „godziny zero”.
majowy szczupak
Godzina ZERO
Pierwszego maja kilka minut po siódmej wraz z Darkiem, który towarzyszył mi przez dwa pierwsze dni majówki ruszyliśmy na wodę. Wskazania echosondy były zadowalające temperatura wody przez niespełna dwa tygodnie nagrzała się do piętnastu stopni tak więc płynąc cierpliwie na „szczupakową łąkę” bacznie obserwowałem dalsze obrazy, na których od czasu do czasu w zależności od miejsca pokazywały się piękne ławice uklei, płoci lub innego białorybu co wróżyło udane połowy. Ustawiłem łódkę na nawietrznej i z ulubionego przeze mnie dryfu oddawaliśmy kolejne rzuty. Jakież było moje zdziwienie kiedy to po dwóch godzinach zero kontaktu z rybą. W końcu po jakimś czasie udało się trafić pierwszego szczupaka ale co to za ryba, której wielkość jest niewiele większa od przynęty, a w tym wypadku był to 19 centymetrowy wobler 4play.
esox
Niestety ale tak było przez kolejne dni długo wyczekiwanej majówki. Złowienie wymiarowego szczupaka w jeziorze w którym nie brakuje ryb, rzekłbym nawet jest ich bardzo dużo, graniczyło z cudem – to porażka jakiej chyba jeszcze nie doświadczyłem, tłumacząc się sam przed sobą zwalałem wszystko na pogodę – w końcu ktoś musi być winny. Jednak rozczulanie się nie leży w mojej naturze, a żeby złowić trzeba łowić. Tak więc oddawałem kolejne rzuty, często zmieniając przynęty, jednak wciąż to samo i tak praktycznie przez pierwsze dni majówki. W między czasie temperatura wody spadła jeszcze o kilka stopni bo przez Polskę przeleciał jakiś zimny front.
Dzień za dniem
Zrobiłem sobie dwa dni przerwy i na nowo ruszyłem na wodę z wielką nadzieją złapania co najmniej metrowego szczupaka. W czwartek popołudniu na wspólne łowy umówiłem się z Tadeuszem i Piotrem. Pierwsze rzuty na bankowych miejscówkach i ciągle nic, nawet dotknięcia. Co się dzieje? Wciąż zastanawiałem się czym taki stan jest spowodowany? Woda osiągnęła już przyzwoitą temperaturę prawie dwudziestu stopni. Więc wygłodniałe po zimie i świeżo odbytym tarle szczupaki powinny żreć nie tylko jeść. Licząc w końcu na branie oddawałem kolejne rzuty zmieniając raz po raz przynęty. W pewnym momencie kiedy staliśmy nad podwodną górką czuję uderzenie, może niezbyt mocne ale jednak stanowcze branie. Po krótkim holu wyciągam szczupaka, którego wielkość nie powaliła mnie na kolana jednak to już coś. Szybka sesja zdjęciowa i ryba wraca do wody. Ucieszony faktem liczyłem na kolejne brania i ku mojemu zaskoczeniu nie pomyliłem się. Po krótkiej chwili łapię następnego i o dziwo przynętą ponownie jest 19 centymetrowy 4play, a wielkość jest nie wiele większa.
canibal też rządził
Po chwili Piotrek łapie kolejnego szczupaka na ośmio centymetrowego silnikowego Canibala uzbrojonego w 5 gramową główkę w moim ulubionym kolorze „firetiger”. W końcu worek się rozwiązał a ryby zaczęły współpracować, może ich wielkość nie napawała mnie dumą jednak po kilku majowych dniach posuchy coś się dzieje. Do końca dnia załapaliśmy jeszcze kilka szczupaków i kilka okoni, no może bardziej okonków. Tak więc wieczorem spływaliśmy po części usatysfakcjonowani. Dwa dni później miał przyjechać Maciej. Nie marnując czasu już od rana czekałem na wodzie. Po ulewnym piątku przygotowałem łódź i nie oddalając się zbyt daleko od wyznaczonego miejsca spotkania obławiałem kolejne miejscówki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy to chwilę po dziesiątej rano okonie zaczęły intensywnie żerować wierzchem. Na chwilę poleciał do wody poper i udało się kilka maluchów drapnąć. Jednak to tylko mini pauza w dalszych poszukiwaniach dużych szczupaków, bo na okonie jeszcze przyjdzie czas szczególnie na te największe. Trwając przy planie, który realizowałem skrupulatnie, nadal zamieniałem zestawy z małych silikonów na duże woblery i gumy, którymi wciąż nie mogłem się nałowić i nacieszyć, jednocześnie czekając na sygnał od Maćka. Łowiąc od czasu do czasu szczupaka, którego rocznik nie powalał mnie na kolana czekałem na szczupaka po którym będę mógł powiedzieć że sezon w końcu otwarty. Przybył Maciej, a po krótkich ustaleniach decyzja była jedna „szczupakowa łąka” (tak nazywam moją ulubioną miejscówkę z głębokością trzech metrów i ogromną ilością podwodnego zielska) i ostre mielenie wody. Tak więc ruszyliśmy, by po chwili już w dryfie szukać big pike.
real eel w akcji
Kolejne rzuty z dużą częstotliwością wymiany przynęty w poszukiwaniu szczupakowego ideału nie przynosiło upragnionych i długo wyczekiwanych rezultatów. Poza maluchami, które choć na chwilę nie pozwalały o sobie zapomnieć nić większego wciąż się nie pokazało. Najgorsze jednak w tym wszystkim były obrazy z echosondy, na której co jakąś chwilę widać było potężne szczupakowe łuki. Jak je ruszyć, tam myśl krążyła mi po głowie przeglądając pudełka kipiące od przynęt. Po raz wtóry dziś do wody poleciał 30 centymetrowy real eelw moim ulubionym kolorze golden ambulance, który jesienią ubiegłego roku, nie tylko obdarzył mnie pięknymi szczupakami ale również sandaczami w nieco mniejszej 20 centymetrowej wersji.
real eel w akcji
Po chwili czuję przytrzymanie, szybkie zacięcie i już nowy casting XLNT pokazuje swe ugięcie. Może niezbyt pełne, bo ponad sześćdziesięcio centymetrowy szczupak nie jest wstanie go porządnie wygiąć ale hol jest pewny i przyjemny. I tak było praktycznie przez następne dwa dni. Choć złowionych ryb było bardzo dużo w porównaniu do poprzednich dni. W sumie we dwóch złowiliśmy ponad 20 szczupaków to jednak nadal nie ma tych dużych. Przez następny tydzień jeszcze kilka razy wyskoczyłem nad wodę lecz sytuacja wciąż się nie zmieniała.
Półmetek
Trzeci tydzień maja dobiega końca a ja wciąż bez metrówki. Na weekend pogoda miała się nieco ustabilizować zatem w sobotę od rana ciąg dalszych szczupakowych zmagań, oczywiście na mojej ulubionej podwodnej łące. Namierzyłem stado uklei przy podwodnych karczach, która właśnie powoli grupuje się do pierwszego tarła w tym roku.
majowy szczupakowy kiler
Pierwsze rzuty 19 centymetrowym 4play lemon back i jest pierwszy pike. Pewny hol i już trwa sesja fotograficzna. Miara pokazała 68 centymetrów i od razu uśmiech na twarzy, oj chyba się w końcu ruszyło. Ryba wraca do wody a ja do łowienia. Słońce często znikało za chmurami, które gęsto ścieliły się na niebie. Po dłuższej chwili kolejne tym razem bardzo mocne uderzenie. Po krótkiej chwili wiem że to nie standardowy maluch. Dopiero teraz castingowy XLNT pokazuje swoją moc i ugięcie. Pierwsze podprowadzenie pod łódkę i odjazd, przez chwilę widziałem rybę jest co holować. Kolejne minuty holu i ryba zaczyna powoli się poddawać, dobry kij, który amortyzuje wszelkie gwałtowne odjazdy i pozwala pewnie holować to połowa wędkarskiego sukcesu.
pierwsza majowa 80tka
Po chwili pewne podebranie i już miara pokazuje niecałe 80 centymetrów. W końcu coś większego. Przez kolejne dwa dni znowu udało złowić się kilkanaście szczupaków poza tym jednym, nadal dominowały te mniejsze. Przez dwa dni dominowały dwa 19 centymetrowe woblery 4play firetiger i lemon back i najdziwniejsze jest to że kiedy słońce pokazywało się na dobre bardziej skutecznym był agresywny firetiger a kiedy słońce chowało się za chmurami dominował stonowany lemon back. No i wielkość 19 centymetrów, która była nadzwyczaj skuteczna.
Smutny epilog
Tegoroczny maj niczym nie przypomina tych z poprzednich lat, nawet w najmniejszym kawałku. Kiedy to szczupaki łowiło się praktycznie codziennie w bardzo różnych wielkościach od najmniejszych do największych. Widać że zachodzące zmiany pogodowe mają ogromny wpływ na aktywność drapieżników. Jednak może niezbyt fortunny początek letniego sezonu dał zupełnie nowe doświadczenia wędkarskie.
catch & release
Tak więc teraz już czekam z niecierpliwością na coroczny dzień dziecka kiedy to zaczynamy nowy sezon sandaczowy i mam tylko cichą nadzieję że będzie on lepszy niż ten szczupakowy, czego wam i sobie życzę
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk