Zima dla wielu wędkarzy to czas stagnacji i przygotowań do następnego sezonu. Przegląd przynęt, sprzętu ich konserwacji oraz czas snucia planów i obmyślania strategii na nowy sezon. Jednak nie dla wszystkich, jest wśród nas duża rzesza, dla której to długo wyczekiwany okres po kilku miesięcznym rozstaniu ze swoimi ulubieńcami, jakimi są łososiowate. Trociarze meldują się pierwszego stycznia nad pomorskimi rzekami z nadzieją na pięknego, wymarzonego kelta, a może komplet się trafi. Małe i średnie rzeczki, w leśnej gęstwinie to alternatywa dla tych którzy lubią spokój, a jedynym hałasem to skrzypiący śnieg pod nogami.
zimowy pstrąg
Pstrąg potokowy - to jeden z najtrudniejszych wędkarskich przeciwników, przebiegły, czujny, żyjący w rzekach, do których z reguły dostęp nie należy do łatwiejszych. Może właśnie dlatego od kilku lat stał się moim numerem jeden. Zima to właśnie jeden z moim ulubionych okresów i nie, dlatego że pstrąg jest w tym czasie łatwiejszą zdobyczą, co nie jest absolutnie prawdą a przede wszystkim z powodu możliwości odwiedzenia tych odcinków rzek, do których dotarcie w późniejszych miesiącach graniczy z cudem bądź jest godne najlepszych traperów poznających najdziksze tereny. Jednak zimowe uganianie się za pstrągami ma jeszcze jedną zaletę a mianowicie nie pozwala wypaść z formy i jest motywacją do ruszenia się z domu dając tym samym, możliwość spędzenia, paru godzin na świeżym powietrzu z wędką w dłoni i pozwala zapomnieć o wszystkim nawet o tym, że palce u rąk i nóg już dawno zesztywniały.
pierwszym śladem
Teoria pierwszego rzutu
Wiele się nasłuchałem, że pstrąg to ryba, nad którą trzeba się pogłowić i często obławiać daną miejscówkę kilkanaście razy w różny sposób i różnymi przynętami. I w sumie mógłbym się z tym zgodzić, że w ciągu całego sezonu tak jest a w szczególności pod jego koniec. Jednak zima to czas, kiedy nasz przeciwnik jest jeszcze osłabiony a każdy start do potencjalnej ofiary kosztuje go wiele sił, dlatego z podziwem i wielkim zainteresowaniem przyglądałem się na początku swojej pstrągowej przygody moim bardziej doświadczonym kolegom. Podchodząc do danej miejscówki przed oddaniem pierwszego rzutu bacznie ją obserwowali i dopiero po kilku minutach oddawali rzut w taki sposób, by ich przynęta zaprezentowała się w możliwe najlepszy sposób w upatrzonym przez nich miejscu. Oczywiście większość kończyła się sukcesem, lecz zdarzały się również porażki. Wtedy wystarczyło zmienić miejsce o kilka metrów i podać przynętę pod innym kątem by nadrobić to, co nie wyszło za pierwszym razem. Tak, więc pierwsze podejście do miejscówki, biorąc pod uwagę, że przy braku opadów woda o tej porze roku jest nadzwyczaj czysta i klarowna, jest jednym z najważniejszych elementów zimowych wypraw.
Obrotówka i wahadłówka
Obrotówka to jedna z moich ulubionych przynęt i nie zastąpiona na zimowym wypadzie. W rozmiarach od 0 do 2 praktycznie na niewielkich rzeczkach i strumieniach jest podstawowym wabikiem na pstrągi. Zasadniczo z powodu głębokości tych wód jak również z przekonania oraz z umiejętności, jakich nabyłem przez lata w operowaniu tą przynętą. Prowadzona często z nurtem rzeki, imitująca pokarm niesiony przez wodę potrafi zmusić każdego pstrąga do ataku. Bo czym dla zmęczonego tarłem pstrąga jest podniesienie się z dna do pokarmu, który niesie woda – najłatwiejszą formą jego zdobycia, praktycznie bez żadnego wysiłku. W zależności od wielkości i głębokości obławianego odcinka i miejsca rzeki wybieram tę najbardziej optymalną, bez zbędnej przesady i wędkarskiej melancholii. Drugą niezastąpiona metalową przynętą są pstrągowe wahadełka. Kilku centymetrowe przynęty w różnych kolorach z różnymi wzorami, często wykonywane przez domowych rękodzielników, a którymi świetnie można spenetrować wszelkie zwaliska czy bystrzyny jak również głębsze rynny i dołki, do których podejście woblerem jest praktycznie niemożliwe, a kilkunastu gramowy ciężar bez problemu pozwala je sprowadzać do samego dna w takich miejscach.
pstrąg na obrotówkę
Woblerki i woblery.
Wobler to druga a zarazem podstawowa przynęta na pstrągowe łowy. Pękate, lusterkujące lub też o typowej akcji ogonowej. Te płytko schodzące lub głęboko nurkujące są niezastąpione na pstrągowych łowach. Wielkość ich tak samo jak z obrotówkami uzależniam od wielkości rzeki oraz obławianych miejsc, lecz warto mieć przy sobie kilka z przekroju od 3 do 7 cm. Co do kolorystyki to też jest ciężko określić, ja z reguły dobieram barwy intuicyjnie, np. gdy woda jest trącona i podniesiona często zakładam bardziej jaskrawe nawet czasami przypominające trociowe żarówki i odwrotnie gdy woda jest klarowna – wtedy barwy stonowane lub bardzo naturalne. Często się zdarza, że nawet na małych rzeczkach zdarzają się przewężenia lub ostre zakręty, wtedy w takich miejscach pojawiają się doły do kilku metrów. Przez bardziej doświadczonych wędkarzy nazywane tzw. bankówkami, warto wówczas wpuścić, głębiej schodzącego woblera np. 5 cm, w taką dziurę i prowadząc go pod prąd z kilku sekundowymi postojami lub nawet popuszczając na szczytówce możemy spodziewać się ataku.
pstrąg na woblera
To, czego się nie spodziewamy a jest?
Łowiąc na małych rzekach w lubuskim, które z reguły są bezpośrednimi dopływami tych największych nizinnych rzek, szczególnie właśnie w styczniu i lutym, wydarzyło się coś, co w późniejszych latach stało się już praktycznie normą może niezbyt częstą, lecz systematyczną, a ten pierwszy raz wstrząsnął mną bardzo pozytywnie. Otóż kilka lat temu łowiąc na niewielkiej rzeczce w pierwszych dniach stycznia natknąłem się na piękny zakręt, z dużym powalonym drzewem. Przez sam środek przebiegała rynna a woda była tak klarowna, że do metra widać było dno. Podchodząc do miejscówki ujrzałem wystający potężny ogon. Woda lekko przelewała się przez zwalone drzewo, dlatego jej lustro było na tyle pomarszczone, że nie mogłem dokładnie określić, co za rybę dojrzały moje oczy. Była ogromna jak na tą rzekę, dlatego pierwsza myśl, jaka przeleciała mi przez głowę to, że za chwilę stanę oko w oko z największym pstrągiem, jakiego do tej pory widziałem – piękny, ogromny, majestatycznie stojący na samym środku rzeczki. Oceniałem go, 60+ więc emocje rosły z sekundy na sekundę. Po długim skradaniu się w pełnym napięciu do miejsca, z którego mogłem oddać ten jedyny celny rzut, a trwało to chyba z pół godziny – udało się.
samiec troci wędrownej
Na brzegu wylądował piękny samiec troci wędrownej z cudownym ubarwieniem w szacie godowej i niesamowitą kufą. To zdarzenie dało mi do myślenia i jeszcze tego samego sezonu podczas pstrągowych łowów w sumie jako przyłów bo nigdy się nie nastawiałem, po prostu w miejscach wyglądających obiecująco zacząłem używać większych przynęt, udało mi się i do tej pory złowiłem kilkanaście troci.
Pstrągowe zimowe łowy potrafią zaskoczyć nie tylko pięknym lorbasem, ale także niejednokrotnie czymś czego byśmy w życiu się tu nie spodziewali. Takie sytuacje niech uczą nas że rutyna gubi, a wędkarska fantazja powinna być podstawą każdych łowów.
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk