Czerwcowy poranek nie należał do najcieplejszych, jednak wschodzące słońce coraz mocniej podgrzewało jeszcze chłodne powietrze. Powierzchnia wody niczym nie zakłócona wyglądała jak lustro, w którym można dostrzec swoje odbicie. Poszukując sandaczy na jeziorowych blatach trafiłem na stado okoni. Nie były to może okazy, lecz ryb wahające się w rozmiarach trzydziestu paru centymetrów tego gatunku dają już wędkarską satysfakcję.
jeziorowy poranek
Tuż przed ósmą rano, kiedy słońce było już wysoko, na powierzchni wody zaczęła oczkować ukleja. Jakby wytyczonym torem, równolegle do brzegu na pasie o szerokości kilku metrów i długości, co najmniej kilkunastu. Setki a może nawet tysiące sztuk pochlapywały przewracając się z boku na bok, oczkując jakby usilnie łapały powietrze. Nagle dostrzegłem pierwsze zawirowania na powierzchni, białoryb w przerażeniu uciekał na boki, jakby od spodu coś je atakowało. A woda wyglądała jakby osiągała właśnie temperaturę wrzenia. Po prostu kipiało! Wiedziałem, że coś się dzieje i że to jest właśnie ten moment. Bez namysłu zarzuciłem pięcio centymetrowego ripepra na 3 gramowej główce, gdy tylko przynęta dotknęła wody, została natychmiast zaatakowana przez okonia, tylko tym razem złapanego tuż pod powierzchnią wody. A podczas holu przez okulary polaroidowe dostrzegłem jeszcze kilkanaście innych, które zwabione holowanym, chlapiącym się garbusem, atakowały go niczym przynętę. Bez namysłu sięgnąłem do pudełka, w którym od dłuższego już czasu miałem kilka jeszcze nie używanych poperów tzw. przynęt powierzchniowych. Idealnie nadających się do tej sytuacji. I to był strzał w dziesiątkę, w kilkanaście minut złapałem jeszcze około dwudziestu garbatych pasiaków. Wkrótce jednak uklejowa drobnica, rozpierzchła się po całej zatoce, a na powierzchni znowu zapanował spokój. Złapałem oddech i zacząłem się zastanawiać, co dalej? Zamieniłem ponownie powierzchniowego chlapacza na ripera na nieco cięższej główce i na nowo zacząłem ich szukać tylko troszeczkę głębiej. Moje przeczucia mnie nie zawiodły, garbaty drapieżca zszedł nieco niżej, lecz nadal był aktywny.
Stosując najskuteczniejszą metodę, czyli jigowanie, łapałem już może nie tak intensywnie, kolejne sztuki. Nie stały zbyt głęboko, echosonda pokazywała zaledwie niecałe sześć merów a przynęta atakowana była z reguły w pierwszych trzech metrach po zanurzeniu. I to właśnie nasunęło mi kolejną myśl, że skoro nie stoją aż tak głęboko, to trzeba je tylko mocno sprowokować do tego by znowu zaczęły brać z powierzchni. Po raz kolejny zmieniłem przynętę, tym razem założyłem nieco większego popera, z ostro ściętym przodem i z nieco większym wgłębieniem, tak by podczas swojej pracy wykonywał jeszcze większą falę, jeszcze mocniejsze chlapnięcie, by te nieco niżej stojące okonie znowu wyszły do powierzchni. Nie pomyliłem się po paru oddanych rzutach, okonie znowu zaczęły atakować powierzchniowego chlapacza.
okoń zwany też garbusem
Przynęty powierzchniowe, typu poper są chyba najmniej popularnymi i najrzadziej spotykanymi wabikami na naszych wodach. Przywędrowały do nas ze Stanów Zjednoczonych, zresztą jak większość przynęt. Jednak jest w nich coś wyjątkowego i choć nie są to przynęty całoroczne to jednak czerwiec jest chyba jednym z najlepszych miesięcy na ich zastosowanie. Na naszym rynku można kupić kilka rodzajów tego typu przynęt różnych firm, z różnym kątem ścięcia, które ma ogromne znaczenie, jeżeli chcemy uzyskać konkretny efekt końcowy. Jednak są też one stosunkowo proste do wykonania w przy domowym warsztacie, tym bardziej, że nie wymagają jakieś specjalnej pracy a podstawowymi wymogami, jakie trzeba spełnić jest równo rozłożone obciążenie oraz ścięcie przedniej części tak by osiągnąć efekt wytworzenia fali podczas prowadzenia.
Kolejnym ich atutem jest sposób prowadzenia, nie wymagający jakiś specjalnych umiejętności czy zdolności. Polegający głównie na pojedynczych szarpnięciach, kiedy to przynęta idzie raz w prawo, raz w lewo, z bardzo krótkim przestojami, w których najczęściej przynęty te są właśnie atakowane. Niemal identycznie swoje przynęty prezentują łowcy szczupaków używając ciężkich, jerków, stosując metodę castingową. Wielokrotnie spotkałem się z opiniami wędkarzy, że drapieżnik atakuje przynętę w ruchu i w sumie mógłbym się z tym zgodzić. Jednak często obserwowałem taką sytuację, kiedy to np. żaby poruszające się po powierzchni atakowane są w momencie, gdy tylko na chwilę ustaną w bezruchu. Pamiętam jak któregoś popołudnia obserwując pewnego wiekowego wędkarza, tuż przed kolejnym zarzuceniem zestawu żywcowego, pstrykał swojego karasia w łeb, nie za mocno, lecz jednak na tyle stanowczo by ten nie szalał zbyt mocno i niemal w amoku pływał kusząc zębacze. Stosunkowo krótko musiał czekać na kolejne branie, bo właśnie oszołomiony karaś w momencie, kiedy tylko na chwilkę przestał się poruszać, co było widoczne po spławiku natychmiast był atakowany.
oko w oko z okoniem
Do powierzchniowych połowów możemy użyć praktycznie każdego wędziska a wszystko tak naprawdę zależy od tego gdzie łowimy. Łowiąc z łodzi czy pontonu stanowczo łatwiej będzie nam operować krótszym kijem, 1,8 – 2,1 metra długości i ciężarze wyrzutowym nie większym niż 20 gram, ze względu na to, iż nasze przynęty nie należą do najcięższych oraz fakt, że muszą być pod stałą kontrolą i w sposób ciągły prowadzone, co z pewnością ułatwi nam krótszy kij. Szukając czerwcowych okoni szczególnie na jeziorach należy wybierać miejsca gdzie białoryb szykuje się do tarła lub właśnie je odbył jak np. pierwsze czerwcowe tarło uklei lub też płoci, która właśnie to tarło zakończyła. Czyli wzdłuż mocno porośniętych brzegów gdzie korzenie drzew lub krzewów tworzą idealne warunki do składania ikry. Warto też spróbować szukać ich na płytszych zatokach wśród odradzającej się na nowo roślinności, gdzie skrywa się ubiegłoroczny narybek. Te wszędobylskie i kapryśne ryby z nieznanych nikomu przyczyn potrafią na przykład żerować tylko w jednym miejscu i to w bardzo krótkim czasie. Także połowy okoni to przede wszystkimi wieczne ich poszukiwanie i próby odgadnięcia przez wędkarza, na co w danej chwili największy „cwaniak” może mieć ochotę.
złap i wypuść
Życząc wszystkimi jak największych okazów oczywiście poza tymi łowionymi systematycznie najpopularniejszymi okoniami życzę również ogromnej cierpliwości i wytrwałości, której mnie osobiście nauczyły te ryby. Bo tak jak inne ryby, można scharakteryzować i określić w kilku czy kilkunastu zdaniach tak wokół okoni szczególnie tych największych kryje się jakaś zasłona mrocznej tajemnicy.
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk