Każdego roku już od wczesnej jesieni z uwagą obserwuję moje rzeki i oczyma wyobraźni widzę, jak duża woda rzeźbi ich dna. Kształtuje je jakby od nowa, tworząc koryta, wszelkie podmycia burt, nowe przelewy, przykosy i rynny.
Wraz z dużą wodą jak zawsze pojawia się więcej ryb, co wróży dobre połowy. Z utęsknieniem jednak cały rok wyczekiwałem letniej sierpniowej niżówki, która zawsze obdarza mnie połowami dużych kleni, jazi czy boleni, jak również zębatych drapieżników, takich jak sandacz czy szczupak. Nie zapominając oczywiście o okoniu. Słowem, tych wszystkich ryb, które w sierpniu są wyjątkowo aktywne.
Tak jak wysoka woda, która ma wiele zalet w szczególności w okresie wiosennym, tak samo niskie stany są wyjątkowe i mają jakiś swoisty urok, który nie pozwala przejść obok nich obojętnie, zwłaszcza w sierpniu. Długo wyczekiwana sierpniowa niżówka to raj dla miłośnika lekkiego spinningu, który właśnie teraz może do woli połowić duże sztuki.
brodząc
Podczas niskiego stanu rzeka odkrywa swe tajemne miejsca przed wędkarzami, przede wszystkim tymi, którzy łowią z brzegu i to przez cały rok, o ile jest to oczywiście możliwe. Częste bywanie w tym czasie nad wodą pozwoli nam w przyszłości łowić z większą skutecznością, jeżeli oczywiście wyciągniemy odpowiednie wnioski z obserwacji wody.
Czym łowimy?
Wędzisko jest tym, czym łowimy, a nie tym, co łowi. Nie ma, co popadać w przesadę sztucznie wywoływaną przez producentów sprzętu wędkarskiego. Prześcigają się oni w promowaniu coraz to nowych, doskonalszych modeli wędzisk, coraz częściej również proponują kije skonstruowane na konkretne gatunki ryb. Wszystkie te „wynalazki” różnią się przede wszystkim akcją, pracą oraz długością, lecz tak naprawdę każdym z nich jesteśmy w stanie złowić każdą rybę z mniejszą lub większą skutecznością w zależności od umiejętności i doświadczenia. Wybierając się w sierpniu na ryby, wedle zaleceń producentów powinienem zabrać ze sobą, co najmniej trzy wędki – każdą na inny gatunek ryby. Oczywiście bezsens. Można jednak spróbować znaleźć jeden w miarę uniwersalny kij, który spełni nasze wymagania i pozwoli równie skutecznie łowić większość gatunków. Przestawiając się na inne ryby lub warunki łowienia, zmieniamy tylko przynęty i ewentualnie linkę na cieńszą lub grubszą. Żeby nie być gołosłownym, napiszę teraz, czym łowię sam. Kilka lat temu nabyłem kij długości 290 cm o ciężarze wyrzutu 3–21 g. Akcja jego jest stosunkowo szybka, szczytowa, jednak pod większym obciążeniem przechodzi w półparabolik. Kij ten sprawdził się w wielu sytuacjach, przede wszystkim podczas łowienia z brzegu na dużych nizinnych rzekach, niezależnie od tego, czy to na woblery, obrotówki, czy też na przynęty miękkie podczas łowów na sandacze.
sierpniowy jaź
Jakim młynkiem mielić?
Z kołowrotkami jest podobnie jak z wędziskami. Rynek oferuje wiele i po bardzo różnych cenach, warto, więc dokładnie przemyśleć i zakupić taki, który będzie jak najbardziej wielofunkcyjny. W przeciwieństwie do wędkarstwa muchowego, gdzie kołowrotek jest przede wszystkim magazynem linki, przy spinningu jest on równie ważnym narzędziem jak wędzisko. Dlatego też przy jego zakupie zwracam uwagę na kilka szczegółów, a mianowicie: przełożenie, a co za tym idzie liczbę łożysk, hamulec i jego jakość oraz precyzję ustawienia, wagę, pojemność szpuli, no i na samym końcu wygląd. Wielokrotnie spotkałem się już z opiniami, że im większa liczba łożysk, tym lepszy kołowrotek. Moim zdaniem jest to tylko chwyt marketingowy napędzający sprzedaż tego sprzętu.
poranny jaź
Optymalny kołowrotek do lekkiego spinningu będzie miał wielkość dwa lub trzy tysiące, stosunkowo dużą i szeroką szpulę, która umożliwi dalekie rzuty lekkimi przynętami, oraz precyzyjny hamulec. Waga takiego kołowrotka nie powinna być też zbyt duża, by wraz z wędką nie męczył niepotrzebnie ręki podczas całodziennego łowienia.
Żyłka czy plecionka?
Zwolenników żyłek, dobrze sprawdzających się w przeróżnych sytuacjach, jest legion, ja jednak od wielu już lat używam wyłącznie plecionek. Łowiąc różne gatunki, dobieram oczywiście odpowiednią grubość, na jazie czy klenie używam linek od 0,04 od 0,08 mm, a na sandacze czy szczupaki zakładam linki od 0,10 do 0,14 mm. Kupując kolejną plecionkę, nie żałuję kilkunastu złotych więcej na tę droższą i moim zdaniem lepszą. Z pewnością wielu zwolenników żyłek będzie sceptycznie patrzeć na sens używania plecionek przy połowach jazi czy kleni, sugerując się chociażby jej małą elastycznością, ja jednak wiem, że tą cechę jestem w stanie skompensować dobrze ustawionym hamulcem, który nie pozwoli, aby ryby spadały mi z wędki.
smakosz owadów
Przynęty
Wybierając się w sierpniu na całodzienne, a często też nocne łowienie, skrupulatnie przygotowuję swoje pudełka z przynętami, tak by nie brać zbyt dużo, ale by móc skutecznie łowić. Na dzienne połowy boleni, jazi czy kleni mam dwa pudelka, w których trzymam po kilka kilerów boleniowych, jaziowo-kleniowych woblerów imitujących kiełbie czy cierniki, łamanych smukłych wobków, a także obrotówki long i aglia w rozmiarach dwa i trzy oraz parę miniaturowych wahadełek. Na wieczorno-nocne łowienie sandaczy mam dwa pudełka z kilkunastoma kopytami silikonowymi w różnych kolorach – od jaskrawych fluo do naturalnych brązów i zieleni – na główkach od 5 do 20 g oraz kilkoma moimi ulubionymi pierzastymi wynalazkami w postaci kogutów o gramaturze 8 i 15 g.
rozmyta ostroga
Miejscówka za miejscówką
Najlepszymi według mnie miejscami na sierpniowe niżówki są oczywiście szczyty główek z widoczną pierwszą rynną, która zaczyna się tuż przed szczytem ostrogi. Obławiam je, wypuszczając wobler z nurtem z częstymi, przytrzymaniami lub – przeciwnie – lekko przyspieszając. Dobrym sposobem jest również sprawdzenie tych miejsc za pomocą obrotówek prowadzonych pod prąd lub z nurtem, które imitują wówczas pokarm niesiony wodą. Niezłym miejscem jest również napływ główki z potężnym dołem, gdzie skrywają się często bardzo duże klenie, a wieczorem lub w nocy sandacze polujące na drobnicę kryjącą się przy brzegach między kamieniami.
C&R
Kolejnym fajnym miejscem jest przykosa między główkami, na którą przy tym stanie wody możemy wejść prawie suchą nogą lub w woderach. Wchodząc jednak na ruchome piaski tworzące przykosę, pamiętajmy o zachowaniu bezpieczeństwa – asekurujmy się chociażby jakimś sporym kijem. Przykosy to jedne z najwspanialszych, ale i najbardziej zdradliwych miejsc na dużej nizinnej rzece.
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk