Lekki majowy zefirek delikatnie marszczył lustro jeziora, siedząc tak i wpatrując się w znikające słońce za koroną drzew, poczułem jakiś znajomy zapach – właśnie zaczyna kwitnąć jaśmin – a więc nadszedł ten długo wyczekiwany czas, czas spotkania z mętnookimi drapieżcami.
jeziorowe reminiscencje
Jeziorowy sandacz jest jedną z najtrudniejszych i najbardziej chimerycznych ryb, z jakimi do tej pory się spotkałem. Przykładów na to, choćby tylko z ostatnich kilku lat mógłbym mnożyć wiele. Jednak mętnooki drapieżca ma w sobie coś takiego, co choć na chwilę nie pozwala o nim zapomnieć. Kilku miesięczne rozstanie, tylko potęguję i sprawia, że wyczekiwany pierwszy dzień połowów to istne wędkarskie święto, spinningowa uczta połączona z kwintesencją połowów. I choć jest kilka takich okresów w roku, kiedy zaspokajam swój wędkarski apetyt łowiąc do syta. Jednym z nich jest kończący się właśnie maj, w którym szczupaki, okonie czy nawet rzeczne bolenie, klenie i jazie stają się na chwilę substytutem, rozgrzewką przed czerwcowymi pstryknięciami. Mimo wszystko z wielką niecierpliwością wyczekuję pierwszych czerwcowych nocy.
Trening
Silikonowe wabiki już od dłuższego czasu, poukładane według nowej koncepcji ładu czekają na użycie. Odrestaurowałem również całą armię główek jigowych, które oczyściłem z zeszłorocznego osadu i na nowo naostrzyłem a wszelkie braki ilościowe uzupełniłem ołowianymi świerzakimi. Poukładane w przegródkach według wielkości haka i ciężaru główki tak by w nocy, bez problemowo dobierać odpowiednią wielkość, bez zbędnego hałasu, czekają na pierwszą kąpiel w jeziorowej toni. Tegoroczny sezon to również czas sprawdzenia nowego sprzętu, który już w maju męczyłem do granic wytrzymałości, łowiąc okonie z opadu czy jigując w toni za szczupakiem. Jednoczęściowy nowy nabytek o mega szczytowej akcji, uzupełniony zestawem niedużego kołowrotka z bardzo precyzyjnym hamulcem z nawiniętą wysokiej jakości plecionką, bez której nie wyobrażam już sobie sandaczowych łowów, pozwoli mi skutecznie prowadzić przynęty oraz nie przeoczyć żadnego brania mętnookiego drapieżcy.
sandacz nocą
Ostatniego maja parę minut po północy kotwiczę łódź na swojej ulubionej miejscówce z podnieceniem jakbym robił to pierwszy raz i to jest właśnie wędkarska ekstaza. Środek ciemnej nocy eliminuje wzrok a więc pozostaje tylko czułość nowego wędziska i szybkość ręki ćwiczonej od lat.
Czerwcowe boiska
Klasyczne czerwcowe miejscówki to przede wszystkimi wszelkie górki, stoki czy ranty z uskokiem. Powstało jednak już tyle publikacji na ten temat, że nie chcąc ponownie powielać bardzo podobnych doświadczeń skupiłem się tym razem na blacie, żartobliwie przeze mnie nazywanym boiskiem.
Pierwszą połowę zaczynam od sprawdzenia dobrze znanego mi sandaczowego blatu, na którym rozpoczynam swój wędkarski mecz. Pierwszy gwizdek, jak co roku należy do trzy calowych seledynowych kopyt uzbrojonych w pięcio i dziesięcio gramowe główki. Równe, twarde piaskowo żwirowe dno, z miejscami o niewielkim osadzie dennym co roku obfitowało w sandacze, tak, więc idąc tropem ubiegłorocznych doświadczeń przystępuje do działania. Zaczynam klasycznie od pojedynczego i podwójnego podbicia z częstym kilkusekundowym przytrzymaniem przynęty na dnie. Brania następują dwojako z opadu bądź też w trakcie uniesienia przynęty z dna, zatem pełna kontrola napięcia linki to jedyny moment, w którym jestem w stanie odpowiednio szybko zareagować na bezlitośnie szybkie sandaczowe branie. W zależności od rozwoju sytuacji, jeżeli klasyka nie przyniosłaby rezultatów zaczynam kombinacje.
nocny sandacz
Czerwcowe sandacze pomimo swojej nieocenionej żarłoczności są bardzo czujne i zachowawcze. Oczywiście podstawą są różne sposoby prowadzenia. Z pośród wielu wypracowanych sposobów, jednym z nich, jest wysokie podbicie, które wykonuję za pomocą kilku szybkich obrotów korbką oraz dosyć wysokiego uniesienia szczytówki, z chwilowym zatrzymaniem przynęty w toni. Ta taktyka nie wiem, czemu ale wyzwala w sandaczach niesamowitą agresję i możemy spodziewać się bardzo silnego brania, które może nastąpić w momencie zatrzymania przynęty jak również w trakcie opadu. Innym oczywistym sposobem jest zmiana przynęty, często na dużo większą. Cztero lub pięcio calowe kopyto o wąskim, owalnym korpusie z mocno wymiatającym na boki ogonkiem lub bardzo drobno lusterkujące, przypominającym swym kształtem ukleję stanowi sztampowe wyposażenie mojego pudełka.
nocny okoń
Jednym z wielu czynników poza podstawowym – obecnością sandaczy w zbiorniku, a wpływającym w znaczący sposób na skuteczność połowów jest ciągłe rozwijanie różnorodności prowadzenia przynęt. Uzależniony w pełni od twórczego i wynalazczego umysłu wędkarza, który nie zamyka się w ramach czy schematach dotychczas wypracowanych. Poszukujący wciąż nowej skutecznej recepty na chimeryczne sandacze. Jedną z takich twórczych i niecodziennych sytuacji był przypadek pewnej czerwcowej nocy, kiedy sandacze pokazywały swoją bezlitosną naturę lekceważąc wszystkie moje wysiłki. Troszkę z nerwów a troszkę z przekory, zakotwiczony na jednym z sandaczowych boisk z głębokością nie przekraczającą sześciu metrów, uzbroiłem wędzisko w cztero calowe kopyto na dwudziesto gramowej główce i zacząłem agresywnie prowadzić przynętę. Biorąc pod uwagę głębokość, na jakiej łowiłem, wyobrażam sobie na podstawie drgań przenoszonych na balnk wędziska za pomocą plecionki, co ciężka główka na tak płytkiej wodzie wyrabiała na dnie. Ale to niekonwencjonalne zestawienie przyniosło mi tej nocy kilka ładnych ryb i mnóstwo agresywnych brań. A dodatkowym bonusem okazały się potężne okonie, które towarzyszył swym sandaczowym braciom podczas nocnej uczty.
sandacz po burzowej nocy
Ta i wiele innych jej podobnych nowych często niekonwencjonalnych trików i sposobów przynosiła zawsze jakiś rezultat. W większym bądź mniejszym stopniu zadowalający, ale zawsze na plus. Dlatego właśnie wędkarstwo to ciągła sztuka rozwoju a sandaczowy spinning jest jednym z jego wielu praktycznych przykładów.
Prawo nocy
Nocny spinning to przede wszystkim umiejętność dostosowania się do sytuacji i warunków, w jakich przyjedzie nam łowić. Dobre rozpoznanie łowiska w ciągu dnia to jeden z wielu fundamentalnych warunków, jakie mają wpływ na skuteczność połowów. Oczywiście możemy w nocy posługiwać się elektronicznymi wędkarskimi zabawkami jak np. echo sonda czy gps by trafić na swoją ulubioną miejscówkę bądź też ustawić łódź na rancie czy też u podnóża górki. Jednak dzienne rozpoznanie daje jeszcze jedną przewagę – pobudza wyobraźnię pozwalając odtworzyć w pamięci obrazy widziane w ciągu dnia. Dzięki czemu częściej możemy pływać bez użycia światła czy też innych dodatków.
nocny zed
Drugim i równie ważnym elementem nocnych eskapad jest oczywiście dobra organizacja na łodzi, polegająca na poukładaniu wszystkiego, co będzie nam potrzebne do łowienia tak by sięgać po to bez wykonywania zbędnych ruchów i jednoczesnego hałasu na łodzi, która przenosi nasze niezgrabne ruchy na wodę, przez co sami sobie szkodzimy. Być może brzmi to banalnie jednak sprawdziłem to poświęcając jedną nockę wraz z bankową miejscówką, by sprawdzić jak mocny ma wpływ hałas na ilość łowionych ryb. Zatem warto porozkładać się tak by pamiętając gdzie, co leży i sięgać po to bardziej na zasadzie odruchu niż uporczywego i hałaśliwego szukania.
okoń
Nocny spinning ma jeszcze jedną ogromną oczywistą zaletę, o której nie mógłbym nie wspomnieć a mianowicie spokój na wodzie, którego ciężko jest zaznać w ciągu dnia. Oczywiście nie mówię tu o wędkarzach, jednak łowiąc na łowisku, które jednocześnie a może przede wszystkim jest zbiornikiem rekreacyjnym, ciężko odpocząć, delektując się wędkarstwem pośród wielu czasami a ostatnimi laty nawet coraz częściej, mało kulturalnych innych użytkowników tego akwenu. Zatem pozostaje zawsze nocna alternatywa.
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk