Maj jest jednym z wielu miesięcy w roku, wyczekiwanym z utęsknieniem przez rzesze wędkarzy i tak też jest, w moim przypadku. Choć mój sezon wędkarski trwa cały rok a rozpoczęciem jego kolejnego okresu jest pierwszy stycznia, w którym rozpoczynam połowy łososiowatych, to jednak z wielką tęsknotą wyczekuję pierwszej majówki nad rzecznymi meandrami.
odrzańskie majowe łęgi
Soczysta zieleń odrzańskich łąk na zalanych gdzie nie gdzie jeszcze polderach a wraz z nią ten niepowtarzalny wiosenny zapach. Szum przeciskającej się jeszcze lekko podniesionej i trąconej wody pomiędzy potężnymi ostrogami uregulowanej rzeki, to długo wyczekiwany czas.
Rzeki to chyba najtrudniejsze z akwenów wędkarskich, ciągle zmieniające swe oblicza. Wiosną po kolejnych zimowy wezbraniach, kiedy potężne pośniegowe spływy zmieniają jej charakter a tuż pod koniec lata, kiedy odkrywa swą prawie pół nagą, niżową postać. Te duże i te mniejsze, często mocno uregulowane mają jednak swoisty i nieodparty urok, magnetyzm, który instynktownie nakazuje tu ciągle wracać. Wymagające i bezwzględne, ale zarazem potrafiące hojnie obdarzyć cierpliwego i uważnego wędkarza.
Widzieć i zrozumieć a nie tylko patrzeć
Rzeczny spinning wymaga od wędkarza spełnienia kilku kryteriów, aby kolejne powroty znad wody można zaliczać do udanych. Podstawowym i chyba najtrudniejszym elementem wędkarstwa rzecznego, jest umiejętność czytania wody a zarazem lokalizowania w niej poszczególnych gatunków ryb. Niestety wiedzy tej nie można nabyć z literatury czy periodyków a jedyną książką, jaka jest w stanie nas czegoś nauczyć jest pozycja pod tytułem: „RZEKA”. Uważny i chcący słuchać wędkarz szybko dostrzeże, że każda woda płynąca potrafi przemówić i pokazać swoją prawdziwą twarz oraz odkryć swe tajemnice, a jeśli już nauczymy się słuchać to zostanie nam tylko delektowanie się rzeczną poezją.
z warkocza
Naukę rzecznego elementarza warto zacząć wczesnym rankiem lub tuż przed wieczorem, kiedy nie zakłócona podmuchami wiatru rzeka odrywa się przed nami pokazując budowę dna. Widać wtedy wszelkie zmarszczki, bełty, wiry, zwary i warkocze. Widać również jak nurt stanowczo przyspiesza nad wypłyceniem i zwalnia nad głębiną. Dostrzec można równocześnie jak pięknie marszczy się powierzchnia wody nad mielizną pokazując nam prawie jak w lustrzanym odbiciu piaszczyste muldy na przykosie. Nieco inaczej wyglądać to będzie, gdy na dnie zalegają pokłady drobnego żwiru z pojedynczymi większymi kamieniami, wówczas powierzchnia wygląda jak delikatnie zmarszczony kawałek bibuły, zakłócony tylko pojedynczymi odbiciami wody od większych kamieni. W bezwietrzny poranek czy cichy wieczór rzeka odsłoni głęboką rynnę, którą wyżłobił nurt i pokaże nam gdzie skrywa się kamienista rozległa rafa. Ukaże też stare umocnienia, pozrywane faszynowe materace, pokaże tajemne cechy opaski czy ostrogi potocznie nazywanej też główką.
Magiczny przelew ostrogi
Mało kto jest już w stanie sobie wyobrazić, nizinną rzekę bez fundamentu jakim jest rzeczna ostroga, która jako element regulacji stała się również bazowym miejscem dla każdego wędkarza, zarówno tych osiadłych jak i wędrujących. Ułożona poprzecznie do nurtu o długości kilku lub kilkudziesięciu metrów rzadziej kilkuset, choć i takie się zdarzają a zbudowana głównie z tłucznia kamiennego, usypanego na faszynowym materacu. Czym więcej wokół podobnych bliźniaczych ostróg tym częściej można mówić o regularnym kształtowaniu się rzeki. U szczytu każdej ostrogi w wyniku zderzenia się kilku prądów powstaje popularnie nazywany przez wędkarzy warkocz, który jest chyba najłatwiejszym miejscem do nauki rzecznego abecadła. Często przesunięty, szerszy i bardziej rozmyty lub wąski i bardzo wartki, jest miejscem, które przyciąga wiele drapieżników. Szczególnie w maju kiedy temperatura wody i powietrza z dnia na dzień jest coraz wyższa a pobudzony tym faktem drapieżnik zaczyna coraz intensywniej żerować.
Ryby z warkocza
Królem każdego warkocza jest oczywiście boleń, który nieustannie patroluje swój rewir dając znać o sobie częstymi atakami na uklejową drobnicę. Złowienie takiej dyżurnej rapy w brew pozorom i krążącym wędkarskim mitom nie jest aż takie trudne. Wymaga jedynie spełnienia tylko kilku podstawowych czynności. Po pierwsze systematyka obławiania, ponieważ bolenie ciągle się przemieszczają, ciężko jest na pierwszy rzut oka, bez widocznego dla niego chlapania podczas ataku, stwierdzić gdzie w danej chwili się znajduje. Dlatego warto zacząć łowienie stając na 3/4 wysokości ostrogi i zaczynając rzuty na swojej wysokości, wachlarzem obłowić aż do miejsca gdzie warkocz zaczyna się rozmywać. Gdyby to nie przyniosło efektów są jeszcze dwie możliwości dalekie rzuty w główny nurt i prowadzenie przynęty równolegle do warkocza z obu jego stron. Oczywiście podstawowym wabikiem boleniowym jest dla mnie wobler z prawie pionowym sterem o bardzo drobniuteńkiej akcji bocznej nazywanej wśród wędkarzy łowiących rapy migoczącym lusterkiem.
Boleń (Aspius aspius)
Można też z powodzeniem używać niewielkich wahadłówek czy też przynęt silikonowych w postaci riperów czy też twisterów. Charakterystyczne i wyjątkowe przy łowieniu boleni jest tempo prowadzenia przynęty, które powinno być jednostajne i z powtarzalną szybkością. Naśladując w ten sposób uciekającą ukleję, która jest głównym elementem menu każdego króla nizinnego przelewu.
Drugim przedstawicielem drapieżnego białorybu, który w maju zaczyna intensywnie żerować przed zbliżającym się tarłem, jest kleń. Nieco podobny do płoci lecz znacznie większy, często też przez mniej doświadczonych wędkarzy właśnie z nią mylony. Rzadziej, lecz jednak się zdarza, że mylony bywa również z jaziem, który jak kleń zajmuje podobne stanowiska - choć nie zawsze. Szczególnie dzieje się tak w przypadkach, jeżeli mają oni do czynienia z rybą z przedziału wielkości do trzydziestu centymetrów. Zajmujący głównie stanowiska tuż przed szczytem ostrogi, delikatnie w górę rzeki. Tam gdzie nurt zawsze tworzy rynnę lub potężną dziurę, w której te stadne i jakże urokliwe ryby się skrywają. Potrafią też wędrować aż do zakończenia się warkocza lub często polują pomiędzy ostrogami w tak zwanych klatkach polując na drobne rybki lub żerując na pojawiających się właśnie owadach.
kleń z przelewu
Moją ulubioną przynętą na majowe klenie czy też jazie są wszelkiego rodzaju woblerki imitujące właśnie tego typu pokarm, czyli wszelkiego rodzaju żuki, chrabąszcze itp. Często też sięgam po woblery imitujące niewielkie żabki. Technik prowadzenia tutaj może być wiele a wszystko głównie zależy od doświadczenia i wyników z tym związanych, lecz podstawowym sposobem na majowego klenia jest tzw. rzut ze szczytu główki delikatnie pod prąd i sprowadzanie przynęty unoszonej przez nurt poprzez wybieranie luzu na ciągle napiętej i gotowej do zacięcia wędce. Tak by nasza przynęta jak najczęściej kusiła przepływając przez miejsce wcześniej wspomniane a kończyła swój tor w warkoczu. Często zdarzyć się może, że kleń odprowadzi przynętę do warkocza i dopiero tam nastąpi atak. Podkreślić w tym momencie trzeba jedną rzecz, iż do czynienia mamy z bardzo szybką, zwinną i płochliwą rybą, dlatego czujność nasza musi być tym bardziej wzmożona.
O sprzęcie słów kilka
Rzeczny spinning wymaga przede wszystkim odpowiedniej długości wędziska, warto, więc dobrać kij z przedziału co najmniej 270 lub 300 centymetrów, a chcąc łowić np. zarówno bolenie jak i klenie, warto żeby gramatura rzutowa mieściła się w przedziale 5-25, tak by móc skutecznie łowić takim powiedzmy uniwersałem, zarówno tym mniejszymi kleniowymi przynętami jak również większymi boleniowymi kilerami.
na przykosie
Kołowrotek nie musi być koniecznie duży, ważne jest tylko by szpula, była stosunkowo szeroka, umożliwiająca nam dalekie rzuty małymi i lekkimi przynętami oraz by hamulec był relatywnie dokładny. Nie chcą tracić zbyt wiele przynęt z reguły zakładam przed przynętą cieniutki przypon wolframowy, ponieważ częstym przyłowem szczególnie o tej porze roku są niewielkie szczupaki, których młode ząbki działają jak najlepsze nożyczki a co zupełnie w niczym nie przeszkadza kleniom czy boleniom. Co do linki to jestem zwolennikiem plecionek i choć wielu się z tym nie zgodzi to jednak z uporem maniaka powtarzał będę że możliwe jest skuteczne łowienie boleni w ten sposób. A tym którzy ryzykować nie chcą lub nie czują się na siłach polecam żyłki z przedziału pomiędzy 0,16 a 0,22 w zależności od poziomu zaawansowania łowiącego.
Rzeczny epilog
Wiele razy zderzyłem się z opiniami spotkanych nad wodą wędkarzy że rzeka nie ma dla nich żadnych tajemnic i wydaje mi się do dziś, że spotkałem wtedy najmądrzejszych albo najgłupszych kolegów po kiju. Wędkując przez wiele lat nad różnymi rzekami do dziś ciągle się czegoś uczę odkrywając kolejne tajemnice rzecznej książki. Jednak stwierdzić mogę jedno, odpowiedzi na często trudne a często łatwe pytania, które stawiałem sobie przez lata pozwoliły mi bardziej świadomie łowić i teraz częściej delektuję się tym, czym rzeka może mnie obdarzyć, czego i wam życzę.
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk