Przez wiele lat w łowieniu sandaczy przewagę nad spinningistami mieli wędkarzy używający przynęt naturalnych. Sytuacja zaczęła zmieniać się powoli, kiedy to przywędrowały do nas, za wielkiego oceanu jak większość innych przynęt – koguty. I jak większość przynęt, szybko zyskały sobie rzesze zwolenników. Z pewnością podyktowane było to ich skutecznością a być może brakiem innej alternatywy w tamtych jakże trudnych czasach, którą skutecznie można łowić mętnookiego drapieżcę.
sandacz na koguta
Historia „koguta” jak udało mi się ustalić sięga połowy lat siedemdziesiątych, kiedy to pierzasta przynęta przywędrowała do nas z USA po raz pierwszy, a jej docelowym przystankiem w Polsce był Górny Śląsk. Według wszelkich dostępnych źródeł informacji to właśnie Śląscy wędkarzy byli przodownikami, którym dane było pierwszy raz doświadczyć możliwości tej przynęty. Zaciekawieni wyglądem oraz wykonaniem według wskazówek swoich amerykańskich kolegów zaczęli intensywnie używać. Początkowo z dużo mniejszą efektywnością jednak, po wielu latach nauki na własnych błędach efekty były coraz lepsze a technika coraz bardziej doskonała. Tak więc, gdy tylko odkryli walory i skuteczność amerykańskiego pierzastego wynalazku, zaczęli chronić go tajemnicą. Początkowo tylko nie liczni, wtajemniczeni mieli dostęp do wiedzy i możliwości sprawdzenie jej skuteczności. Jednak jak to z tajemnicami bywa, biorąc pod uwagę dodatkowo fakt wędkarskiej ciekawości i chęć dzielenie się wiedzą – choć nie przez wszystkich, w miarę upływu czasu amerykański pierzak stawał się coraz bardziej popularny wśród coraz większej grupy wędkarzy.
sandaczowe koguty
Tak też w połowie lat osiemdziesiątych jego „sława” obiegła już prawie całą spinningową Polskę i tak też kogut stał się przyjacielem mętnookich łowców i jedną z najpopularniejszych pudełkowych przynęt każdego spinningisty. Wiele lat i różnych sposobów łowienia pierzastym wynalazkiem zapoczątkowanej przez śląskich liderów, poskutkowało tym, że dziś wielu wędkarzy nieświadomych historii używa technik pod nazwą „jigowanie” czy też „metoda opadu”, które właśnie Ślązacy inaugurowali na polskich wodach.
orange black
Wraz z masowym pojawieniem się i swobodnym dostępem całej rzeszy wędkarzy do przynęt miękkich pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych, metoda ta rozwinęła się na dobre i stała się najpopularniejszą i chyba najbardziej skutecznych do połowów drapieżników.
kalsyczny red white
Przez lata polscy domowi rzemieślnicy udoskonalili to, co za oceanu do nas przyjechało i tak właśnie powstały jigi, które często są mylone z klasycznym kogutem. A chcąc wykorzystać również przynętę nie tylko na sandacze zaczęli tworzenie jej lżejszych wersji, które z powodzeniem dziś stosuje się na pstrągi, okonie, szczupaki czy też nawet do połowu jazi bądź kleni.
micro jigi
Różnica pomiędzy jigiem a kogutem jest zasadniczo prosta i polega na zauważalnych nawet dla laika różnicach w wyglądzie, a mianowicie jig – wiązany jest na pojedynczym haku, z oczkiem umieszczonym pod kątem prostym najczęściej z wykorzystaniem główki jigowej, skąd właśnie wzięła się nazwa.
pierzaste jigowe cudaki
Kogut natomiast to przynęta, dla której odlewa się główki z wypuszczonym drutem, tak by oczko, było umieszczone pod kątem 45 stopni do wypuszczonego drutu, do którego można swobodnie później przymocować kotwiczkę.
główka do produkcji koguta
Podstawowym materiałem, z którego wykonane są koguty czy też jigi to oczywiście pióra przeważnie pochodzące z kapek szyjnych lub siodłowych koguta w kolorach naturalnych bądź też sztucznie barwione np. na żółto, czerwono, pomarańczowo, czy też zielono.
Dodatkowo do wyrobów pierzastych przynęt używa się szenili lub sierści sarny czy też dzika, z której robi się kołnierzyki lub też inne dodatki dla zwiększenia skuteczności tej przynęty. Tak naprawdę wszystko zależy od fantazji oraz doświadczenia produkującego.
Niewielu wędkarzy wybiera się dziś na sandacze bez chociażby kilku kogutów w pudełku, a jeszcze mniej nie wyobraża sobie połowów bez pierzastej przynęty, jednak kogut i jig to dziś przynętą zepchnięta nieco na wędkarski margines.
sandaczowe koguty
Z pewnością podyktowane jest to różnorodnością i obfitością, jakie oferują nam producenci przynęt miękkich. Jednak z moich obserwacji wynika, że jest jeszcze jeden argument, nieco bardziej złożony a dla niektórych nawet wstydliwy – choć takie zachowanie, jest w ogóle dla mnie niezrozumiałe, bo przecież nikt nie jest doskonały, a tylko praktyka czyni nas coraz bardziej skuteczniejszymi wędkarzami.
sandaczowe koguty
A mowa tu o braku umiejętności efektywnego posługiwania się tą przynętą przez wędkarzy i to jest właśnie głównym powodem zniechęcenia i zaprzestanie jej używania.
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk