Pamiętam jak dziś swoją pierwszą trociową eskapadę. Ot tak, spontanicznie, ktoś rzucił hasło rozpoczynamy nowy sezon trociowy nad Parsętą, pomyślałem czemu nie?, tym bardziej że od dawna planowałem już podróż na północne rzeki Pomorza. Tak właśnie kilkanaście lat temu pierwszy raz przeżyłem sylwestra wraz całym trociowym ceremoniałem inaugurującym rozpoczęcie sezonu i stanąłem oko w oko z najpiękniejszą pomorską rzeką oraz rozpocząłem swoją przygodę z trociami, a ściślej mówiąc złapałem wirusa nieuleczalnej już aktualnie choroby zwanej „salmonidozą”.
Dziś z perspektywy czasu wiem ile wtedy popełniłem błędów jadąc kompletnie nieprzygotowany do spotkania z jedną z najwspanialszych i zarazem najbardziej chimerycznych ryb występujących w naszych rzekach, ale cóż człowiek przecież uczy się na błędach.
troć wędrowna
Noworoczne połowy
Noworoczne połowy kojarzą się głównie z tłumami wędkarzy, którzy zjechali tu z całej Polski na ten wyjątkowy jeden, jedyny dzień w roku czyli inaugurację sezonu trociowego. Niektórzy po ciężkich domowych awanturach inni po kilkunastu godzinach podróży z najodleglejszych zakątków Polski jeszcze inni zaś wprost z zabawy sylwestrowej, jednak wszystkich łączy jedna myśl – troć lub łosoś choć już rzadziej występujący a najlepiej komplet!!!
Mając jednak na uwadze tak olbrzymią konkurencję wędkarskiej braci dziś po kilkunastu rozpoczęciach sezonów trociowych nad różnymi pomorskimi rzekami wiem że złowienie troci w pierwszych dniach to nie przypadek, jednak by tak się nie stało, trzeba się starannie do tego przygotować. Jest wiele czynników, której mają wpływ na efekt naszych połowów trociowych, jednak na część z nich nie mamy kompletnie wpływu jak np. wielkość ciągu tarłowego oraz wysokość stanu rzek, dlatego skupmy się na tych dzięki którym nasze szanse mogą znacznie wzrosnąć a ryzyko porażki możemy zminimalizować prawie do zera. Ryby te nauczyły mnie na pewno pokory i dystansu. Tak więc swoją pierwszą tegoroczną wyprawę planuję z największą starannością i dbałością o szczegóły. Zaczynam przygotowywać się dużo, dużo wcześniej, siedząc nad mapami przyjmuję zawsze dwa lub nawet trzy warianty. Myślami przywołuje miejsca dobrze mi znane i staram się wyeliminować te w których tłum wędkarzy będzie okupować miejscówki już od bladego świtu, bo jak mawiają ci najstarsi trociarze „lepsze kilka godzin w samotności niż kilka dni w tłumie”. Kilkanaście minut dobrego marszu od miejsca parkingowego, bez możliwości dojazdu samochodem, obrośnięte brzegi, trudne do podejścia miejsca do których na początku rzadko kto dotrze, w związku z czym nasze szanse właśnie zrosły o kilkanaście procent.
keltowa samica
Nie zabieram ze sobą zbyt dużo przynęt by nie obciążać się zbędnym balastem, choć w aucie lub na kwaterze zawsze mam w rezerwie ze sobą wszystko, ot tak na wszelki wypadek. Tak więc jedno pudełko z wyselekcjonowanymi przynętami w którym znajdzie się na pewno kilka woblerów płyciej i głębiej schodzących, w tym tonące i pływające o fluo bądź też bardzo jaskrawych kolorach. Wobler trociowy musi charakteryzować się jeszcze jedną rzeczą a mianowicie jego praca musi być bardzo agresywna, czyli ostro zamiatać ogonem tak by można bez problemu wyczuć jego pracę na wędzisku. Warto też zabrać kilka wahadeł i cięższych obrotówek miedzianych bądź mosiężnych lub jeszcze innych pomorskich wynalazków. Na różny rodzaj siły nurtu, głębokości bądź też odległości na jakie trzeba będzie posłać przynętę. Wszystko bardzo łatwo dostępne tak by zmiana wabika odbywała się możliwie szybko i bez wykonywania zbędnych ruchów. I choć kotwice i kółka łącznikowe w przynętach sprawdziłem dużo wcześniej to zawsze mam przy sobie ostrzałkę do kotwic, która niejednokrotnie uratowała moje połowy.
Wędka na trocie
Wędka na trocie co najmniej trzy metrowa o szczytowej akcji tak by można szybko z nadgarstka zareagować na branie, ale które później pod większym obciążeniem przejdzie w pół parabolik i umożliwi nam zamortyzowanie młynków, świec i wszystkich innych sztuczek którymi będzie próbować zaskoczyć nas troć by się uwolnić. Gramatura takiego kija w zależności od upodobań łowiących nie przekracza raczej osiemdziesięciu gram jednak ja osobiście lubię te bardziej finezyjne kije, w gramaturze nie przekraczającej pięćdziesięciu gram. Kołowrotek musi charakteryzować wielkość proporcjonalna do wagi tak by nie męczyć ręki podczas całodziennego łowienia, hamulec który nie może nas zawieść podczas holu i pojemność szpuli która pozwoli nam pomieścić nam co najmniej 150 do 200 metrów linki. A co do samej linki to zawsze przygotowany jestem na dwa sposoby. Gdy nie ma zbyt wysokiego mrozu i istnieje możliwość to zawsze łowię plecionką, jednak w rezerwie ma zapasową szpulę z żyłką na wszelką inną okoliczność.
troć wędrowna
Równie ważnym elementem zimowych eskapad jest ubiór, który nie powinien krępować naszych ruchów. Producenci oferują nam dzisiaj szeroką gamę odzieży oddychającej zaczynając od bielizny a kończąc na spodniach i kurtkach bądź też całych kombinezonach, tak więc trzeba tylko dobrać ubiór według własnych potrzeb i zasobów finansowych. Dopełnieniem takiego zestawu z pewnością będzie ciepła czapka, rękawiczki by zagrzać zmarznięte dłonie oraz okulary polaryzacyjne w przypadku, gdyby słoneczko zaczęło się mocniej odbijać od zalegającego np. śniegu. Do tego termos z gorącą herbatką, kilka kanapek i koniecznie coś słodkiego bo nic tak nie pobudza i dodaje sił jak zastrzyk energii w postaci choćby dwóch kostek czekolady. Tak przygotowani możemy już wyruszyć nad rzekę.
Trociowe miejscówki
Trociowe miejscówki to kolejny ważny element całej układanki, tak więc pamiętać należy że zimowe salmonidy to przede wszystkim ryby zmęczone tarłem, które w drodze powrotnej głównie odpoczywają. A więc podstawowymi miejscówkami na keltową troć będą wszelkie proste odcinki z równym uciągiem, które łatwo będzie można obłowić każdą przynętą. Oddając głównie rzuty pod drugi brzeg i sprowadzając przynętę siłą nurtu lub też prowadząc ją za pomocą pracy kołowrotka. Kolejnym miejscem, w którym możemy spodziewać się odpoczywającej troci są zakręty a dokładnie miejsca w których nurt znacznie zwalnia z wszelkimi wstecznymi prądami bądź też zwaliskami za którymi woda często tworzy wielkie dziury lub rynny. Miejsca te warto obłowić woblerami spuszczając je na maksymalną głębokość tak by paradowały pod wodą kusząc swym wdziękiem. Zimowe łowienie salmonidów nauczyło również że obławiając daną miejscówkę warto czasami o ile jest to możliwe przesunąć się kilka kroków tak by przynęta zaprezentowała się z innego kąta bądź też w innym świetle a skutki takiego ruchu są często bardzo zaskakujące.
łosoś z Parsęty
Troć
Troć to ryba szczególna więc i szczególnym trzeba obdarzyć ją podejściem. Wśród łowiących je wędkarzy daje się wyraźnie odróżnić dwa sposoby jej łowienia a mianowicie „biegacze” i „dłubacze”. Ci pierwsi lecą od miejscówki do miejscówki oddając po kilka rzutów, ci drudzy zaś potrafią przestać pół dnia a czasami nawet cały w jednym miejscu „dłubiąc” czyli oddając rzut za rzutem w oczekiwaniu na moment brania. Jest jeszcze trzecia trochę pośrednia, która wykształciła się z wyżej wspomnianych, którą ja osobiście preferuję a polegająca na sumiennym i dokładnym obławianiu kolejnych miejscówek używając przede wszystkim wyobraźni i wszelkich znanych nam trików i sposobów na każdej z nich. Bez pośpiechu i nie zważając na kolejnych wyprzedzających nas wędkarzy.
troć wędrowna
Prawdopodobieństwo że wędkarz, który starannie i sumiennie obławia kolejną miejscówkę jest znacznie większe że złowi on rybę niż ten, który zmienia kolejne miejscówki lub ten który stoi w jednym miejscu. A satysfakcja będzie tym większa że ryba ta została złowiona ponieważ użyliśmy wszystkich swoich atutów. A to co się stanie będzie kolejnym fantastycznym doświadczeniem które zaowocuje z pewnością przy kolejnych wyjazdach. Czego wam i sobie życzę w nadchodzącym sezonie
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk