Po zimowych chudych miesiącach nadchodzi czas cieplejszych dni, a wraz z nim czas obfitych połowów. Pierwsze przebiśniegi i kocie pąki wierzb uświadamiają mi, że wiosna tuż, tuż...
Marzec – bo o nim mowa – to dobry miesiąc na pierwsze dłuższe i zarazem udane wypady pstrągowe. Poza majem i czasem rojenia się jętki właśnie marzec jest chyba jednym z najlepszych według mnie okresów na obfite pstrągowe połowy. Wiąże się to z kilkoma czynnikami, które mają wpływ na taki stan rzeczy. Roztopy podnoszą stany wód, w których jest teraz mnóstwo łatwego do skonsumowania pokarmu, a zarazem powodują ich zmętnienie, a w nieco trąconej wodzie pstrągi – zwłaszcza te większe – stają się mniej ostrożne. Ryby te po odbytych wszakże niewielkich, ale jednak wędrówkach tarłowych są osłabione i wygłodzone, spływają z reguły z prądem wody, poszukując najlepszych dla siebie miejscówek, w których spędzą czas do następnego okresu tarłowego.
no kill
Planowanie i logistyka
Przygotowania do spotkania z czerwonymi kropkami tak naprawdę rozpoczynam od dokładnej analizy wszystkich dotychczasowych połowów na wszelkich rzekach i rzeczkach. Na marcowe wędkowanie – w przeciwieństwie do wypadów styczniowych czy lutowych, kiedy to zapuszczałem się na zupełnie nowe odcinki bądź też rzeki – staram się wybierać miejsca dobrze mi znane, jednak zróżnicowane pod względami siły nurtu, liczby zakrętów i prostek czy głębokości. Odtwarzam z pamięci lub też często posiłkując się zdjęciami wszystkie najdrobniejsze szczegóły, tak by wyjazd zaplanować wręcz perfekcyjnie.
mała pstrągowa rzeczka
Kiedy zapadnie decyzja - gdzie, przychodzi czas - na co? i z czym?
Więc kolejnym ważnym krokiem jest dobór przynęt. Wielogodzinne przeglądanie pudełek w przeddzień wyjazdu i wybranie tego, co będzie mi potrzebne, a to nieprosta sprawa. Zabranie wszystkiego nie ma sensu, ale wybrać muszę tak, by później nie żałować, że czegoś nie mam – a to już nie lada sztuka. Podejmując męską decyzję, decyduję się na kilka woblerów głębiej i płyciej schodzących w kolorach bardzo jaskrawych, często też przypominających trociowe oszołomy (to na wypadek, gdyby woda była bardzo mocno trącona), a także kilka w kolorach bardziej naturalnych (w przeciwieństwie do tych pierwszych, gdyby woda była przejrzysta). Oczywiście, jak na marzec przystało nie może zabraknąć kilku woblerowych żabek lub pękatych wobków swym kształtem nieco przypominających żaby, jak również silikonowych stworów żabo podobnych na kilku gramowych główkach, które nie raz okazywały się strzałem w dziesiątkę.
marcowy potok
Niewątpliwie nie może również zabraknąć kilku obrotówek, którymi obłowię niejedną płytką prostkę z dołkiem na środku, a także kilku ulubionych ręcznie robionych wahadłówek do obłowienia wąskiego wlewu czy też potężnego zwaliska z ogromnym dołem. To wszystko spakowane do kilku pudełek zmieszczę bez problemu w kieszeniach kamizelki, bez której na ryby się nie wybieram. Jak zawsze przy pstrągowych wyprawach nie może zabraknąć paru ważnych drobiazgów, które sprawiają, że wędkowanie staje się taką ogromną przyjemności. Pierwszą z nich są okulary polaroidowe, bez których moje szanse w spotkaniu z nadzwyczaj ostrożnym pstrągiem znacznie by zmalały, oraz niewielkiego pudełeczka, w którym trzymam zapasowe agrafki oraz nożyczki do bezpiecznego wypinania z rybich paszcz często głęboko połkniętych przynęt.
rzeczna konspiracja
Trochę o sprzęcie
Nie wiem, dlaczego, ale od dużych typowo rzek pstrągowych, wolę mniejsze rzeczki i strumyki, choć szanse na spotkanie z dużym pstrągiem są takie same jaki na większych rzekach, to jednak jest w nich jakiś magnetyzm, który "ciągnie mnie jak wilka do lasu". Być może jest to spowodowane tym, że nad tego rodzaju wody przyjeżdża znacznie mniej wędkarzy. Być może również, a właściwie na pewno, takie rzeczki czy strumyki mają jakiś swoisty niepowtarzalny klimat. Meandrując pośród leśnej gęstwiny, dają mi jako poszukiwaczowi możliwość delektowania się dzikością natury przy totalnym braku jakichkolwiek cywilizacji.
standardowy rozmiar z małej rzeczki
Dlatego kolejnym elementem – równie ważnym jak wybór przynęt – jest dobranie. Na rzeczkę bądź strumyk o maksymalnej szerokości kilku metrów najlepszym wędziskiem będzie kij długości do 240 cm. O akcji typowo szczytowej (fast) przechodzącej pod znacznym ciężarem w półparabolik (moderate). Osobiście używam dwumetrowego, który w zupełności wystarcza do wykonywania prawidłowych i celnych rzutów. Gramatura wyrzutu, która powinna mieścić się w przedziale 5 a 25 g, pozwala na stosowanie szerokiego wachlarza przynęt. Taka niedługa wędka znacznie ułatwia również ciche przemieszczanie się między kolejnymi miejscówkami wzdłuż gęsto porośniętych brzegów. Aby zestaw był kompletny i nie za ciężki, uzupełniam ją w kołowrotek wielkości 1000-2000 z przednim hamulcem, który jest niezawodny podczas holu. Ma on stosunkowo szeroką szpulę, dzięki czemu nie skręca linki, co znacznie ułatwia oddawanie precyzyjnych rzutów.
marcowe miejscówki na pstrąga
Bardzo długo nie mogłem się zdecydować, co wybrać: żyłkę czy plecionkę. Zwyciężyła plecionka, którą stosuję przy połowach pstrągowych od kilku lat i nie powiem, żebym tego żałował. I choć wiele razy spotkałem się z różnymi negatywnymi opiniami, że np. plecionka hałasuje w wodzie lub też jej brak rozciągliwości powoduje dużo większą liczbę spiętych ryb, to dziś po kilkuletnich doświadczeniach z tą linką nie jestem już w stanie się zgodzić z żadnym argumentem. Dobrze dobrana plecionka i precyzyjnie ustawiony hamulec kołowrotka odpowiednio do akcji kija umożliwiają nawet w najtrudniejszych warunkach hol niezłych okazów. Często wręcz pozwalają na siłę zatrzymać rybę, by np. nie uciekła nam w jakieś zaczepy, czego w przypadku korzystania z żyłki bałbym się robić chociażby ze względu na jej dużo mniejszą wytrzymałość. Zdarzają się jednak sytuacje że zaopatrzony w zapasową szpulę z żyłką, wracam do jej używania w odpowiednich sytuacjach, jednak na co dzień stosuję plecionkę.
marcowy pstrąg
Strategia małej rzeczki
Małe rzeczki i strumienie są chyba najbardziej wymagającymi łowiskami pstrągowymi. Przede wszystkim wymagają od wędkarza nie lada sprawności fizycznej i wytrwałości, których nie powstydziłby się żaden miłośnik survivalu. Kolejną umiejętnością, jaką można wynieść z obcowania z dziką i nieokiełznaną rzeczką, jest zdolność opanowania wędkarskiego głodu i emocji związanych z widokiem obiecującej miejscówki.
Choć z natury jestem człowiekiem nadzwyczaj energicznym, to pstrągi nauczyły mnie niesamowitego opanowania i dystansu, bez którego moje wędkarskie wyprawy nie byłyby tak owocne. Pamiętając, co mam w pudełkach, już przy podejściu do wody staram się wybrać najlepszą przynętę do tego miejsca, która pozwoli mi zmierzyć się nawet z największym lorbasem.
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś nad wodą
Paweł GARBUS Kołodziejczyk